Zgiełk dochodzący z targowiska pod moim hostelem obudził mnie wcześnie. Obróciłam się na drugi bok, żeby spojrzeć przez okno na najlepszy widok na Neapol, jaki mogłam sobie wymarzyć. Z 15. piętra budynku rozciągały się przede mną dachy i tarasy, a niedaleko za nimi morze wraz z sylwetkami wysp Zatoki Neapolitańskiej. Po lewej stronie, pod kołderką z chmurki, smacznie spał Wezuwiusz.

Nie miałam żadnego konkretnego planu tego dnia. Wzięłam prysznic, ubrałam się i wyszłam na śniadanie. Mimo bardzo wczesnej pory, w Neapolu dał się zauważyć gęsty ruch, a wiele kawiarni było już otwartych. We Włoszech bar z kawą i rogalikami otwarty od 6 rano to nic dziwnego – wiele osób w drodze do pracy zatrzymuje się na szybkie espresso i coś słodkiego. Śniadań raczej się tutaj nie celebruje. Może dlatego, że wszystkie inne posiłki w ciągu dnia są często prawdziwą ucztą i uznano, że warto zachować choć jeden w zwyczajnej i niezobowiązującej formie?

Z każdym kolejnym łykiem kawy, w mojej głowie kiełkował plan na ten dzień. A jeśli by tak, w kontrze do spieszących do pracy tłumów, posmażyć się w słońcu wybrzeża Amalfitańskiego? To przecież tak niedaleko!

Jako kierunek obrałam Positano i Sorrento. Wiele już słyszałam o tych miejscach, szczególnie o Positano. Po seansie Utalentowanego Pana Ripleya często szukałam w swojej wyobraźni miejsc z kadrów, wąskich uliczek, uroczych plaż. Choć scenariusz na ten dzień malował się zdecydowanie spokojniej niż ten z filmu.

Dopiłam swoją kawę i pomaszerowałam na stację kolejową.

Jak dostać się do Positano?

Dla brawurowych kierowców samochodów czy motocykli to nieco ponad godzina drogi. Na dodatek przepiękną trasą Amalfitana, uznawaną za jedną z najbardziej spektakularnych na świecie. Dla takich jak ja – poruszających się komunikacją miejską – to około 2-2,5 godziny drogi. Najpierw pociągiem z Napoli Centrale do Sorrento (Circumvesuviana – rozkład tutaj), a potem autobusem Sita Sud do Positano (stronę znajdziecie tutaj). Było to idealne połączenie, pozwalające mi zobaczyć oba miasteczka za jednym zamachem.

Tak na marginesie, jeśli nie macie doświadczenia na krętych trasach lub wolicie spokojnie podziwiać widoki niż stresować się wymagającą jazdą, wybierzcie komunikację miejską i zostawcie dojazd do celu prawdziwym zawodowcom. Ponadto, jeśli wasz żołądek źle znosi serpentyny, zabierzcie ze sobą lekarstwa.

Mały raj?

Po kilku godzinach dotarłam do celu. Wysiadłam na przystanku przy ruchliwej drodze i pierwszą rzeczą, którą zobaczyłam, był porzucony, żółty samochód, który już od kilku lat zdaje się tworzyć część tego sielskiego krajobrazu.

Pierwsze wrażenie już było pozytywne, ale wystarczyło spojrzeć w prawo, aby dostrzec właściwy cel mojej podróży – Positano. Miasto urocze, jak z obrazka. Romantyczne i zapierające dech w piersiach. Najbardziej zachwyciły mnie pastelowe budynki wznoszące się stromo nad zatoką na zboczach klifu.

Szybko jednak przyszło mi poznać negatywną stronę Positano – tłok. A mówię o swoich doświadczeniach z podróży w dobie koronawirusa, gdy naprawdę turystów było znacznie mniej niż standardowo. Miasto jest zbudowane z wąskich uliczek i schodów, bezpośrednio z których można wejść do restauracji i sklepów z pamiątkami, w tym z ręcznie malowaną ceramiką, często z motywem cytryn.

Aby zejść do głównej plaży przy Marina Grande, trzeba pokonać dość skomplikowaną ścieżkę. Plaża jest wypełniona leżakami, za których użycie obowiązuje dość wysoka opłata (ok. 20-30 euro za leżak/dzień). Pozostaje niewielki jej skrawek do użytku publicznego, ale w sezonie letnim trudno znaleźć wolne miejsce. Lepszym wyborem może się okazać plaża Fornillo, nieco mniej zatłoczona.

Nawet jeśli mielibyście nie skorzystać z głównej plaży, warto tutaj zajrzeć dla widoków.

Pomimo kilku uniedogodnień, Positano jest prawdziwą perełką i jeśli tylko oddalicie się od centrum miasta, a najlepiej, jeśli wypożyczycie łódź i odpłyniecie kawałek od brzegu, będziecie mogli cieszyć się wyśmienitymi krajobrazami w spokojnej atmosferze.

Najlepszy punkt widokowy na Positano

Zdecydowanie polecam spacer ulicą Via Cristoforo Colombo. Nie pożałujecie tego wyboru. Proponuję też powędrować kilka kroków dalej od trasy Amalfitana i nacieszyć oko widokiem na otaczające Positano góry.

Trekking

Jeśli lubicie trekking, zaplanujcie kilka godzin na Ścieżkę Bogów (sentiero degli Dei), czyli 8-kilometrowy szlak turystyczny rozciągający się od Bomerano do Nocelle, uznawany za jeden z najpiękniejszych na świecie. Ja się tam nie wybrałam, ale pewnego dnia tam wrócę i sprawdzę, czy legendy o jego urodzie są prawdziwe!

Krótki przystanek w Sorrento

W drodze powrotnej do Neapolu zatrzymałam się na spacer w Sorrento. Był naprawdę krótki, ponieważ chciałam zdążyć na przedostatni pociąg (lepiej unikać tych ostatnich, bo lubią się nie zjawiać).

A szkoda, że nie miałam więcej czasu, bo Sorrento wydało mi się bardzo urokliwe, a fani trunków pokochają je za limoncello – likier cytrynowy, który się tutaj produkuje. Miasto słynie właśnie z cytryn i spotkacie tutaj wiele przysmaków na bazie tych owoców, ale też wiele pamiątek z ich motywem.

Chciałoby się rzec, when live gives you lemons, make limoncello!

Przeczytaj również:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *